W piątek rzuciliśmy się na słońce jak szczerbaty na suchary, w sobotę staraliśmy się więc pozostawać w cieniu. Nie było to znowu takie trudne, bo bezchmurnego nieba nie było znowu tak dużo. Zaliczyliśmy parę sesji w jaccuzi i kolejną kąpiel w morzu, które tym razem było nieco bardziej spokojne. Nie obyło się jednak bez kilku niezaplanowanych nurów pod napływającą falą. Bikini okazało się nie najlepszym i nie najbardziej „stabilnym” wyborem na tego typu morskie harce. W chwilach gdy z impetem powalała mnie morska siła zastanawiałam się co ratować najpierw: swoją godność czy siebie.

Dzisiaj (niedziela) chcieliśmy ten jeden raz wynurzyć się nieco dalej poza nasz hotel i zaliczyć jedną z głównych atrakcji wyspy: Sky Bridge – spacer nad koronami drzew. Póki co nie mieliśmy szczęścia do tego typu popularnych tu rozrywek i jedyny „podniebny spacer” jaki zaliczyliśmy, to krótka kładka w singapurskich Gardens by the Bay. Na most pośród prawdziwych drzew nie starczyło nam w Singapurze dni a Conopy Walk w parku narodowym na wyspie Penang jak na złość był zamknięty do odwołania. Mieliśmy nadzieję, że teraz już nic nie stanie nam na przeszkodzie.

Langkawi - jakie widoki takie minyJedynym sposobem by dostać się na Sky Bridge jest wjechanie na górę kolejką linową (tzw. Sky Cab). Jak można się domyślić nie za darmo 😉 Wykupiliśmy najtańszą opcję wagonika i … zostaliśmy poinformowani, że ze względu na panujące na górze warunki pogodowe Sky Bridge jest zamknięty. Ale jak to? My się nie boimy! Jakie warunki pogodowe? Że lekko siąpi? Wjechaliśmy na górę, po drodze zatrzymując się na stacji pośredniej i już tam wiedzieliśmy o jakie warunki pogodowe chodzi. Padało. Nawet nie bardzo, ale bez nadziei, że przestanie. Nie to było jednak w tym wszystkim najgorsze. Cała góra od pewnego poziomu była schowana w gęstej jak mleko mgle. Nie było widać absolutnie nic. Ani na poziomie średnim, ani na docelowym. Jedna wielka biel. To się nazywa pech 🙁

Mieliśmy nadzieję, że może chociaż w naszym hotelu zdążyło się przejaśnić i resztę dnia spędzimy sobie tradycyjnie wylegując się na leżakach. Niestety 🙁 Padało nieustannie, że nawet na kolację pozostaliśmy w hotelu. Pośród wcinanych pizz, steaków, tiramisu i innych klasyków, my postawiliśmy na dania kuchni malajskiej i specjalności szefa kuchni. Wszystko było naprawdę pyszne, ładnie podane i skonsumowane przy subtelnej muzyce na żywo. Pełni jak żelki akuku wróciliśmy do naszej chatki zaciskając kciuki by jutro Malezja pożegnała się z nami ładniejszą pogodą.

Author

1 Comment

Reply To mama Irenka Cancel Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.