Dzisiejszy dzień można właśnie podsumować tak jak to ujęłam w tytule. Po wszelkich przeprowadzkach, podróżach i zwiedzaniach zasłużyliśmy na chwilę oddechu. Postanowiliśmy więc, że Monia otrzyma tego dnia upragnioną plażę 😉
Zanim to miało nastąpić, postanowiliśmy przełknąć zabójcze 5 euro za godzinę internetu aby móc opublikować nagromadzone posty. Nie myślcie sobie, że to tylko przeklejenie treści zapisanej wcześniej w edytorze tekstu i voila jak to mówią Francuzi. Niemal każdy post opatrzony jest szczegółowo wyselekcjonowanymi zdjęciami, uprzednio zmniejszonymi z ewentualnymi poprawkami mającymi za zadanie tu cytat „wydobywanie głębi i ostrości z widoków”. Łatwo się domyślić, że to typowa działka Michała. Zobaczywszy ogrom materiału z ostatnich dni, stwierdziłam, że chyba trochę mu to zajmie ;P i postanowiłam przeczekać ten czas nad brzegiem kempingowego basenu.
Nad basenem prócz dwóch babć topless nie było żywej duszy, bez problemu zajęłam więc leżak. Nie wiem czy to te dwie babcie czy też po prostu bliskość plaży sprawiła, że basen nie przeżywał wielkiego oblężenia. W międzyczasie doszła rodzina z dziećmi, ale generalnie luzy. Woda w basenie delikatnie mówiąc zimna. Odważyłam się na jedno zanurzenie i myślałam, że się zapowietrzę z szybkiego łapania oddechu, gdy czułam jak zimno naciska mi na mostek.
Ok 13 czy nawet później Michał uporał się ze zdjęciami mogliśmy więc dać Wam trochę materiału do czytania w pracy 😉 a sami wybraliśmy się na plażę. Przywitał nas mały sztormik w zatoce. Wiało tak, że po trzech minutach leżenia na ręcznikach całe były pokryte piaskiem. Zacisnęliśmy jednak zęby, bo to przecież mój dzień plażowy(!) i postanowiliśmy wytrwać. Po około 2 godzinach przypominając dwie kulki piasku daliśmy za wygraną i wróciliśmy na kemping. Mi oczywiście słońca wciąż było mało, wróciłam więc na basen (po uprzednim prysznicu) – babć topless już nie było i momentalnie ludzi jakoś więcej 😉
Najfajniej będziemy chyba wspominać wieczór. Tego dnia Kociołek został zastąpiony przez ryż z sosem słodko-kwaśnym firmy Pudliszki – również pozdrawiamy tą firmę (planujemy w przyszłym roku udać się do Łowicza i Pudliszki po sponsoring wakacji w ramach za darmową reklamę na blogu ;P). Mieliśmy chyba wielkie apetyty tego dnia a danie takie trochę na ubogo bo bez mięsa i niestety nie odczuliśmy po zjedzeniu oczekiwanego efektu sytości i najedzenia. Przekonując siebie nawzajem, że to rozpusta decydować się na kupną pizzę na kempingu zaraz po zjedzeniu przepisowego posiłku poszliśmy „sprawdzić ceny” i wróciliśmy z mega pyszną, pachnącą i smakowitą pizzą z owocami morza, na którą tak tu polowaliśmy. Gumiaste ośmiorniczki, aromatyczne małże i krewetki zatopione w roztopionym serku – warta była każdego grzesznego centa z tych prawie 9 euro, które nas kosztowała, ale czyż właśnie takich wieczorów nie pamięta się potem najdłużej?