Dziś (poniedziałek, 2 września) odbyliśmy naszą pierwszą wycieczkę. Za cel obraliśmy Riwierę Koralową, na którą składają się miasteczka Bosa (wraz z Bosa Marina), Alghero oraz łącząca je malownicza, ok 50 kilometrowa trasa.Bosa to małe miasteczko (8 tys. mieszkańców) położone na prawym brzegu rzeki Temo, jedynej żeglownej rzeki Sardynii. Autor przewodnika uznał je za jedno z najbardziej urokliwych miasteczek Sardynii, ale przyznam, że nas jakoś nie powaliło na kolana. Może to przez ten niemiłosierny upał i fakt, że zapomnieliśmy wziąć ze sobą cokolwiek do picia a dotarliśmy tam w czasie sjesty i całość wyglądała na zamkniętą i wyludnioną. Przemierzając Leonem kolejne uliczki nie mieliśmy jakiejś dużej pokusy by się koniecznie zatrzymać, jednak brązowe drogowskazy na „castello” (zamek) oraz panorama ruin na malowniczym wzgórzu wydały się już dużo bardziej zachęcające.

Zamek Malaspina – bo o nim mowa – swoją nazwę wziął od nazwiska szlacheckiego rodu, który ziemię pod niego dostał od papieża Benedykta VIII. Był to wyraz wdzięczności za uczestnictwo w krucjacie (u boku Pizańczyków i Genueńczyków) przeciwko Arabom, którzy opanowali Sardynię. Same ruiny przypominały nam taką niewielką namiastkę ruin w Starym Barze w Czarnogórze. Niewielką, bo całość obeszliśmy w jakieś 20 minut 😉 Dużym plusem była jednak niesamowita panorama miasta jaką można podziwiać zapewne tylko z tego miejsca.

Bosa Marina to głównie kąpielisko z szeroką piaszczystą plażą i niewielki port. Nie byliśmy przygotowani dziś na plażowanie więc pożegnaliśmy Bosę i drogą, pełną zapierających dech w piersiach widoków, pognaliśmy do Alghero.

Alghero to miejscowość tuż obok, której mieszkamy. Jej nazwa pochodzi od alg morskich, w które ponoć bogate jest tu morze. Ponadto jest to miejscowość o bardzo silnych wpływach hiszpańskich, jej starówka nazywana jest małą Barceloną, mieszkańcy posługują się archaiczną odmianą języka katalońskiego a wiele nazw ulic i placów jest w dwóch językach: po włosku i katalońsku. Miasteczko jest już znacznie większe od Bosy (40 tys. mieszkańców) i zdecydowanie nas dziś kupiło. Na początek po raz pierwszy opłaciło się nam pojęcie włoskiej sjesty. W Alghero funkcjonuje instytucja żywych parkometrów. Panie i panowie w granatowych spodniach i żółtych koszulkach stacjonują w poszczególnych miejscach płatnego parkowania w mieście i zbierają haracz od ludzi pozostawiających tam swoje samochody. No ale oczywiście nie w godzinach sjesty ;D Tym sposobem część naszego postoju była gratis.

Zwiedzanie Alghero ograniczyliśmy do wspomnianej już hiszpańskiej starówki. Najpierw spacerem wzdłuż murów z wieżami a potem skręciliśmy jedną z tych urokliwych wąskich uliczek i staraliśmy się przejść je wszystkie. Na naszej drodze postawiliśmy również dwa kulinarne przystanki. Pierwszym były lody. Nie dziwię się absolutnie, że włoskie lody uważane są za najlepsze na świecie. To była prawdziwa rozkosz podniebienia i dawno dawno nie jadłam tak pysznych lodów. No i włoska gałka to jest dopiero gałka! W ogóle nie ma kształtu kulki, nakładana jest łopatką na bogato więc takie 3 włoskie gałki to myślę z powodzeniem 4-5 polskich 😉 Do tego łyżeczka i wafelek no i trzeba szybko wcinać bo temperatura na dworze działa niemiłosiernie. Drugim przystankiem musiała być oczywiście włoska pizza na kawałki. Myślę, że znaleźliśmy do tego najmniej turystyczną pizzerię 😉 Malutka, bez krzykliwych szyldów, wciśnięta w jedną z tych wąskich uliczek, wewnątrz jeden pan robiący pizzę na Twoich oczach, jeden miejscowy klient i dwa wolne krzesełka … Akurat dla nas! Powiem tylko wow! Taka pizza to tylko u prawdziwego Włocha!

Jutro czas na „plażing” z prawdziwego wrażenia!

Author

2 komentarze

  1. mama Irena Reply

    Aż ślinka cieknie jak się patrzy na te lody. No i ten charakterystyczny niebieski kolor , jakiego ja nigdy nie widziałam dech zapiera!

  2. Monia Reply

    Należy Wam się jeszcze małe uzupełnienie, bo przecież słowem nie pisnęłam o samym koralu. Na moje usprawiedliwienie dodam jedynie, że nasz przewodnik też o nim wiele nie wspomina 😉 Riwiera nazwana została Koralową ze względu na obfite występowanie „czerwonego złota” czyli korala wydobywanego tu od dawna z dna morskiego. Alghero nazywane jest często stolicą korala a jego butiki pełne są koralowej biżuterii.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.