Dzisiejszym (środa, 11 września) rankiem odetchnęliśmy z ulgą. Po wczorajszej ulewie nie było prawie śladu. Jedynie mała kałuża na stoliku i stojąca woda w pozostawionych na zewnątrz naczyniach przypominała, że wczoraj nie było różowo 😉 Do silnego wiatru, który towarzyszy nam od kilku dni, zaczynamy się powoli przyzwyczajać. Widać taka uroda Zatoki Arzachena.

Wkraczamy w taki smutnawy okres rzeczy „ostatnich”. Wczorajsza wycieczka była ostatnią wycieczką z prawdziwego zdarzenia. Być może jutro udamy się do Olbii, ale to bardziej w celu zakupu biletów na prom, więc powiedzmy, że jej nie liczę. Jutro też będzie ostatni nocleg. W piątek ostatnie kempingowe sardyńskie śniadanko … Myślę, że spokojnie moglibyśmy zostać tu jeszcze z tydzień 😉 Gdyby tylko pogoda ustabilizowała się w tą bardziej upalną stronę ;D

Poranne chmury ustąpiły słońcu, ale bez szaleńczego upału. Po raz kolejny postawiliśmy na leniwy dzień – w sumie od czego są wakacje. Rankiem opublikowaliśmy zaległe poniedziałkowe wpisy, potem mała wizyta w Cannigione, do którego tak fajnie żeśmy się już przyzwyczaili (mamy swój ulubiony sklep i knajpkę, wiem w którym butiku kupię swoją tradycyjną pamiątkową filiżankę i gdzie podają dobre aromatyczne espresso). Następnie wybraliśmy się na pobliską plażę, na której jeszcze nas nie było, ale która od początku kusiła nas ilością zaparkowanych przy niej samochodów. Kolejny strzał w dychę – choć tu plażowe strzały są chyba wszystkie takie 😉 Tylko ten wiatr … Z czasem sprawił, że najzwyczajniej w świecie zrobiło nam się chłodno.

Wieczorami czuć powoli zmieniającą się pogodę. Dziś po raz pierwszy na wieczór założyliśmy kryte buty.

Author

1 Comment

  1. mama Irena Reply

    Może dzięki tej chłodniejszej pogodzie, będzie łatwiej pogodzić się z tym, że trzeba wracać.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.