Dotarliśmy do Lublina! Mówi się, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. No nie wiem … ;P Nam na wakacjach było przecudnie i nawet na moment nie zatęskniliśmy za szarą rzeczywistością.
Po wczorajszym rekordowym przejechanym odcinku drogi spaliśmy jak dzieci. Wygodne łóżko i prysznic, który można było wziąć nie wchodząc do niego w klapkach to z pewnością miła odmiana po kempingowym życiu, jednak wciąż z chęcią wrócilibyśmy do tych niewygód byleby jeszcze trochę pozostać pod sardyńskim niebem. Śniadanie w hotelu dobre jak zawsze (jesteśmy prawdziwymi fanami „ibisowych” śniadań), ale żeby espresso pić z wielkiej filiżany! I do tego jakąś lurę na 25 łyków zamiast 5 … !
Dzisiejsza trasa to był już na serio pikuś. Drogę z Krakowa pokonaliśmy na totalnym luzie i zdaliśmy sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie wróciliśmy z wakacji o tak wczesnej porze – niech żyją nocne promy.
Z sardyńskimi postami nie żegnamy się jeszcze. Michał tradycyjnie zbiera dane do swojego cyklu „wakacje w liczbach”. Ja z pewnością pokuszę się o wpis „noclegowy” o naszym sympatycznym kempingu a także o coś dla smakoszy.