Zwiedzanie miejsca tak bardzo wypiętego na turystów jak Eubea ma swoje niebywałe plusy. Przede wszystkim omija Cię cała ta turystyczna, komercyjna otoczka w postaci kramików z badziewiem, sklepików z drożyzną, typowych knajpek pod turystyczną masówkę, nie mających wiele wspólnego z lokalnym kolorytem. Można też zabłysnąć wśród znajomych odpowiadając egzotycznie na pytanie o tegoroczne wakacje. Gdzie jest Grecja przecież każdy wie a Eubea? 🙂
Ciekawie jest być również jedynym lub prawie jedynym obcokrajowcem w okolicy. Masz pewność, że wszędzie znajdzie się miejsce do zaparkowania samochodu. Nie napotkasz nigdzie stada Japończyków robiących miliony zdjęć i generujących korki na chodnikach, ani nawet wszechobecnych Niemców, którzy na komunikat, że nie mówisz po niemiecku zaczynają po prostu mówić do Ciebie wooooolniej i GŁOŚNIEJ.No i to przerażenie w oczach kelnerów gdy prócz „three frappe please” wydukasz z siebie jakiś nadmiarowy ciąg angielskich słów.
A co z minusami? No coż. Zwiedzaniu Eubei samochodem towarzyszy niezmienne poczucie, że tak naprawdę nie wiesz gdzie jesteś, na co patrzysz, ani w którym kierunku udać się dalej 🙂 Tak też w skrócie wyglądał nasz dzisiejszy dzień. Plan był z grubsza taki, by wyściubić nosy poza kemping i plażę.
Wybraliśmy Chalkidę – stolicę wyspy położoną na jej przeciwległym brzegu. Potem mieliśmy zadecydować co dalej.Gdy po kilometrach górskich serpentyn ciągnących się to w górę to w dół, wjechaliśmy w większe skupisko ludzi, ujrzeliśmy domy, sklepy, markety, banki, nie mówiąc już o bankomatach, wiedzieliśmy, że to tu! Zaparkowaliśmy na tzw. „południowca”, czyli gdzie było wolne, i poszliśmy na spacer.
Żar z nieba lał się szalenie. Spacerowaliśmy brzegiem przez port nie bardzo wiedząc gdzie dalej i co tu można jeszcze ciekawego zobaczyć. Przewodniki, mimo, iż tym razem mamy ich trzy(!), niekoniecznie przychodziły z pomocą. Coś się nam też nic nie zgadzało. Nadmorski bulwar wyglądał jakoś bardziej ubogo niż zostało to opisane, no i nigdzie nie widać było mostu na ląd. Po małym spacerze, obowiązkowym frappe, wizycie w piekarni i uwiecznieniu jednego kościoła, stwierdziliśmy, że czas chyba ruszać dalej. Za 20 km będzie kolejna miejscowość.
Po chwili drogi ujrzeliśmy drogowskaz: Chalkida prosto 😀 Sytuację tą powitaliśmy z niemałym rozbawieniem. Tylko gdzie my u licha byliśmy wcześniej? Chalkida właściwa okazała się duuużo większa od swojej fałszywej poprzedniczki i rzeczywiście o wiele bardziej zasługiwała na miano stolicy wyspy. Nie oznaczało to oczywiście, iż tam wiedzieliśmy co gdzie i jak. Szwendaliśmy się to tu, to tam wypatrując czegoś co przynajmniej wyglądałoby na stare, z radością przyjmując każdą nieotynkowaną budowlę. Oczywiście żadnych napisów w znajomym nam alfabecie, o informacji turystycznej nie wspominając 😉
Podczas powrotu „do domu” standardowo pomyliliśmy drogę, ale czyż takich przygód nie wspomina się potem z największym uśmiechem? Realizację plany dnia zakończyliśmy fotkami zjawiska nieznanego nam znikądinąd. To sosny alpejskie z ponacinaną korą i przypiętymi workami do zbierania cieknącej żywicy. Ponoć dodawane jest ona do retsiny, białego greckiego wina, które w swojej najlepszej postaci pochodzi właśnie z Eubei. Oczywiście jeszcze nigdzie nie udało nam się go znaleźć. Jeślibyśmy jednak gustowali w sardyńskich, to w odwiedzonym dziś Lidlu mogliśmy ich zakupić kilka rodzajów.
P.S. Nea Artaki – sprawdziliśmy już po powrocie. Tak nazywała się miejscowość podszywająca się pod Chalkidę.
3 komentarze
Każdy wasz wpis daje dowód na to, że nie jest nudno podczas podróży. Oczywiście będę czekać na zdjęcia, by skonfrontować je z moją wyobraźnią. Pozdrawiam was cieplutko i czekam na greckie słońce na zdjęciach (w Lublinie cd. trochę ponurej pogody).
Na to wygląda ,że musicie napisać uzupełnienia do przewodnika – wydanie poszerzone i uzupełnione.
Kochane M&M’s + Ania! Cieszę się, że w dobrej kondycji oraz ekspresowym tempie i bez niespodzianek dotarliście do pięknej Grecji. Kolor morza jest niepowtarzalny – cudowny błękit aż poraża! Ania /bardziej wyeksponowana/ i Monia w kąpieli i na plaży … no cóż, Grecy mają co podziwiać… Buziaki dla całej Waszej trójki. Dobrej zabawy i czekam na fotki. Duuuuuuuuuuuużo fotek. Pa