Siedzimy sobie na tarasie naszego wakacyjnego pokoju, patrzymy na podświetlony basen i mały bar, z którego dobiega nas hiszpański gwar. Zimne lokalne piwko w szklaneczkach, paella z owocami morza w brzuchu. Jest dobrze, choć początki były nerwowe …

Wylecieliśmy z lekkim opóźnieniem. Przyznam, że informacja o problemach technicznych i inżynierach szukających usterki nie jest najlepszym pomysłem na początek wakacji. No, ale co zrobić. Grunt, że dolecieliśmy cali i zdrowi! Po tym locie naszły mnie takie trzy refleksje:

  1. Nie lubię ludzi. Samolot z prawie 200 pasażerami, którzy nie rozumieją prostych komunikatów pt. „trzeba siedzieć i zapiąć pasy” tylko mnie w tym utwierdził. No i to klaskanie po wylądowaniu …
  2. Ryanair ma grube i brzydkie stewardessy.
  3. 6 godzin lotu to jednak długo. Człowiek robi się jakiś rozdrażniony 😉

Na miejscu czekała nas kolejna niespodzianka związana z wypożyczalnią Europcar, w której mieliśmy zarezerwowany samochód. Przetrząsnęliśmy całe lotnisko i cały parking w poszukiwaniu jakiejś budki czy okienka należącego do tej sieci. Znaleźliśmy każdą inną wypożyczalnię, ale nie naszą. W końcu ktoś przyszedł nam z pomocą i zaprowadził nas do jakiejś pseudo budki, gdzie z tyłu urzędowało sobie stojąc jedno dziewczę z laptopem postawionym na półce przytwierdzonej do ściany. Voila! Fuertaventurski oddział Europcar wita! Normalnie brak mi słów.

Na szczęście odnalezienie miejsca naszych tutejszych noclegów poszło już sprawnie i bez problemu. Ośrodek czasy świetności ma już za sobą, ale jest czysto, ładny basen i co najważniejsze mało ludzi! Po wstępnym rozpakowaniu pojechaliśmy do pobliskiej miejscowości w poszukiwaniu jakiegoś marketu a że kiszki nieźle już nam grały marsza postanowiliśmy uczcić pierwszy wieczór na wyspie jakąś dobrą hiszpańską szamą. Angielskie fish and chips i pudding yorkshire, ristorante italiano, indian restaurant, chinese restaurant a może meksykańskie fajitas? No do wyboru do koloru. A coś lokalnego? Turystyczny klient nasz pan a że w okół pełno bynajmniej niehiszpańskiej mowy, to i okoliczne knajpy się dostosowały. Bezsensu. Pośród tego gąszczu kuchni bardzo międzynarodowych odnaleźliśmy jedną, która serwowała coś względnie hiszpańskiego. Kawałek klasycznej tortilli na przystawkę i paella z owocami morza na danie główne. Było przyzwoicie, ale absolutnie bez wodotrysków.

Pierwsze koty za płoty. Zobaczymy co przyniesie jutro. Osobiście wnioskuję o mniejszą ilość chmur jako, że standardowo planuję nieco poprawić koloryt skóry.

 

Author

2 komentarze

  1. Jesteście!
    Jestem po kawie i już w pełni działam przy obowiązkach domowych, ale nie mogłam sobie odmówić odwiedzin u was. Najważniejsze, że dolecieliście bezpiecznie. Teraz mogę przesłać wam trochę słońca (to dla Moniki), bo u nas zapowiada się słoneczny i bardzo ciepły dzień. Odpoczywajcie w promieniach słońca.

  2. mama Irenka Reply

    To co było nie fajne jest już za wami , teraz będzie tylko słońce, wypoczynek, wrażenia i ten niebieski kolor, którym zawsze się zachwycam dzięki waszym fotkom.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.