Jesteśmy na wysokości 1100 m n.p.m. w regionie nazywanym „małą Szwajcarią”. Powietrze jest tu czyste (największe stężenie tlenu na Półwyspie Bałkańskim) i pachnie lasem. Czuć chłód, zwłaszcza w cieniu a po zachodzie słońca robi się przejmująco zimno. Bezchmurne niebo za dnia pozwala jednak przez kilka godzin cieszyć się prawdziwym latem. Taka kombinacja najchłodniejszego i najbardziej słonecznego miejsca w całej Macedonii.
Wczorajszy dzień to była definicja relaksu, na który tak bardzo czekaliśmy. Niespieszny poranek, ładowanie baterii nad brzegiem basenu (Michał nawet próbował opcji w basenie, ale ja uznałam, że taka krioterapia nie dla mnie), popołudniowe zwiedzanie okolicy i spacer brzegiem pobliskiego jeziora. Widzieliśmy nawet innych ludzi w naszym ośrodku! Mimo wszystko nie jest ich tak dużo, by ta obecność była w stanie zmącić tutejszą ciszę i spokój. Dzięki Ci losie za wakacje we wrześniu!
Plan na dziś zapowiada się analogicznie 🙂 Będziemy napawać się jeszcze tutejszym „zen” a w piątek ruszamy do Albanii.
2 komentarze
Na prawdę cudowne miejsce , ja zapewne na tej zaporze tylko środkiem mogłabym się poruszać.
Pierwsze widoki trochę jak w naszych górach, a potem ta woda… Cudnie.