Pamiętam jak w Czarnogórze nasze żołądki odnalazły swoje bałkańskie miejsce na ziemi. Te wszystkie duszone i grillowane mięsiwa, faszerowane papryki i pomidory, gołąbki z liści winogron, wszechobecny ajvar i burek. Do tego wszystkiego dołączył obiad w bośniackim Mostarze i słynny „talerz dla dwojga” uwieńczony przecudowną kawą z tygielka. W tym roku, gdy nasz kolejny bałkański wyjazd nabierał kształtów, zacieraliśmy ręce z radości, że oto znowu zabieramy nasze brzuchy do raju … a tu klops! No właśnie nawet nie klops, ale pasta, risotto i pizza 🙁
Macedonia jeszcze się broniła. Na starym mieście w Skopje pełno było restauracji serwujących lokalną kuchnię. Co prawda ich oferta może nie powalała wyborem i praktycznie wszędzie można było dostać to samo (czytaj kebabiki, kiełbaski i inne mięsko z grilla, do tego ajvar i szopska sałatka), ale przynajmniej było po macedońsku. W Aurorze kupili nas … owocami leśnymi! Ciastko i konfitura z poziomek albo sałatka owocowa z jeżynami! Wiadomo, że dla polskiego podniebienia nie są to jakieś egzotyczne przysmaki, ale powiedzmy sobie szczerze: ciastko z poziomkami w restauracji? No nam się taki cud nie przydarzył nigdy!
Albania „wybrzeżna” kulinarnie rozczarowuje po całości. No dobra, może nie w 100%, ale generalnie jesteśmy bardziej zawiedzeni niż ukontentowani. Na plus na pewno są owoce morza i ryby, ale fakt, iż można dostać je wszędzie, wcale nie oznacza, że wszędzie potrafią je przygotować. Drugi plus za kebab. Trzeba wiedzieć, iż kraje takie jak Turcja, Grecja czy, jak się okazuje, Albania wiedzą jak zrobić mistrzowskiego kebaba. I jeśliby pominąć w tym miejscu grilla, to co jeszcze przewija się w absolutnie każdej karcie menu na wybrzeżu? Makaron, risotto i pizza! Serio? Ach, nie zapominajmy o tzatzikach i sałatce greckiej. Ewidentnie menu pod włoskiego i greckiego turystę a widząc jakie zatrzęsienie Polaków w tym roku najechało Albanię, w przyszłych latach spodziewamy się mizerii i schabowego!
Jest jednak nadzieja! Wnętrze kraju serwuje jeszcze prawdziwe tradycyjne dania. Będąc w Gjirokastrze mieliśmy okazję próbować placka ze szpinakiem oraz faszerowanych papryk i pomidorów a na deser dostaliśmy małe objawienie tego wyjazdu, którego pierwszy raz zasmakowaliśmy już w Skopje – ciastko tre lece (nazywane również tri lece albo po prostu ciastko albańskie). Jest to biszkopt bardzo intensywnie nasączony w mleku i śmietance kremówce polany karmelowym sosem. No niebo w gębie. Dziś również mieliśmy szczęście posmakować nieco prawdziwej Albanii. Na wycieczce w miasteczku Kruja Michałowi w końcu udało się dostać upragnioną jagnięcinę a ja pałaszowałam faszerowane bakłażany. Ciastka niestety wyjadły nam liczne zorganizowane wycieczki 🙁
Kruja to kolejne miejsce silnie odwiedzane przez turystów. Miasto narodzin albańskiego bohatera narodowego Skanderberga przyciąga odrestaurowanym zamkiem, muzeami: etnograficznym i Skanderberga oczywiście a także uliczkami bazaru tureckiego, w których niezliczona ilość butików oferuje rękodzieło jak i „rękodzieło” 🙂 . Skanderberg to najukochańszy bohater Albańczyków, którego sława sięga dużo dalej niż granice kraju. Jego imieniem nazywane są place i ulice, stawiane mu są pomniki, dedykowane muzea, płaskorzeźba z jego podobizną zdobi nawet jedną z gdańskich kamienic a Vivaldi skomponował operę nazwaną jego imieniem. Żył w XV wieku kiedy to na ziemiach dzisiejszej Albanii panowali Turcy. Aby zapewnić sobie wierność albańskich władców, brali ich synów jako zakładników po czym wcielali ich do osmańskich armii. Tak też stało się z Jerzym Kastriotą, który za swoje zasługi w walkach po stronie Turcji otrzymał tytuł Skanderberga. Nie zapomniał on jednak o swojej ojczyźnie i wkrótce zmienił stronę, po której walczył. Przez 25 lat, czyli do swojej śmierci, bronił Albanii przed najazdami Turków.
1 Comment
Miks grillowanych warzyw i ciasteczko wygląda bardzo smakowicie.