Sycylia przywitała nas deszczem, który nie przestał padać aż do następnego poranka. Wszak to dokładnie to, czego potrzebuje człowiek po tygodniach lockdownu, miesiącach pandemii i lecie w mieście spędzonym na home office…
Tak po prawdzie to do samego dnia zero nie było pewne czy polecimy. Aktualna lista „zamkniętych” krajów miała zostać ogłoszona akurat w dzień wylotu. MSZ tym razem jednak nam sprzyjał i nie musimy testować prędkości linii lotniczych Wizz Air w zwracaniu pieniędzy za odwołany lot (dla przykładu Ryanair-owi zwrot naszej „majowej Sardynii” zajął dobrych kilka miesięcy). Odetchnęliśmy więc z ulgą. My i jakaś dwusetka innych pasażerów, bo ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, na Sycylię leciał prawie komplet. Małgosia wraz z wiekiem robi się coraz bardziej wymagającym pasażerem i rośnie lista rzeczy, które zmuszają ją do wyjścia ze strefy komfortu (o czym każdorazowo raczyła informować nawet ostatnie rzędy w samolocie). Bo trzeba być zapiętym pasem a ona chce wyjrzeć przez okno, bo razi ją słońce a na czas startu rolety w oknach muszą być odsłonięte, bo fotel jest nie taki, bo sąsiad z tyłu położył rękę na fotelu mamy, bo chce zobaczyć pilota TERAZ!, bo chce już wysiadać, bo chce pospacerować, ale nie ma gdzie. Jak widać dramat gonił dramat, na szczęście przez część czasu udało się ją zająć specjalną teczką pełną małych niespodzianek. To pomysł zapożyczony z bloga Tasteaway, sprawdzony i polecany przez wielu rodziców a teraz także i przez nas. Naprawdę super sprawa. Najważniejsze to właściwy dobór „fantów”. Jest wtedy szansa, że zawartość teczki będzie w użyciu znacznie częściej niż tylko przez lot.
Przez pierwszych kilka dni stacjonujemy w miejscowości Giardini-Naxos, jakieś 40 km na północ od Katanii. Wybrałam ją ze względu na piaszczystą plażę, których w tej części wyspy jest jak na lekarstwo. Na co dzień będziemy przemieszczać się wynajętym samochodem i tu karny paluszek dla sieci Avis. Czy naprawdę w XXI wieku, w dobie internetowych kont, rezerwacji i formularzy, czas potrzebny do odebrania kluczyka samochodu wyklikanego zawczasu musi wynosić ponad 2 godziny? Serio?
Wczorajszy dzień, mimo krótkiego lotu, nieźle nas zmęczył. Dodatkowo deszcz uniemożliwił właściwe przywitanie z okolicą. Dzisiejszy postanowiliśmy więc spędzić na całkowitym luzie. Były zatem spacery, poszukiwania placów zabaw (uff były dwa, co prawda małe i biedne, ale najważniejsze, że ze zjeżdżalnią), smakowanie sycylijskich arancini (panierowanych ryżowych kulek wypełnionych mięsem, sosem pomidorowym i ciągnącym się serem), skakanie przez fale w ubraniach i pilnowanie by wzburzone morze nie porwało największego fana tejże atrakcji – foczki „zero strachu” Margaret a także radzenie sobie (lub nie) z kolejnymi dramatami dwulatki począwszy od tego, że skakanie przez fale nie może trwać wiecznie.
1 Comment
Jest pięknie, brakuje tylko słoneczka na tym zachmurzonym niebie. Udanych wakacji !