Gozo jest niczym Kopciuszek. Żyje sobie cicho i skromnie w cieniu swojej głośnej i dynamicznej siostry Malty. Nie narzuca się, nie walczy o swoje, cierpliwie i z sercem na dłoni czeka na każdą porcję uwagi, pokornie zajmując w przewodnikach ostatnie strony. W końcu jednak dochodzi do balu. Książe turysta wsiada na prom, płynie zobaczyć Gozo i… przepada od pierwszego tańca. Wszyscy wiemy jak kończy się ta bajka.

Popełniliśmy wielki błąd rezerwując na Gozo zaledwie 4 noce z naszego 2 tygodniowego pobytu na Malcie. Daliśmy się zwieść pozorom, poszliśmy utartym schematem i co gorsza nie zrobiliśmy solidnego researchu. Myśleliśmy, że skoro Malta póki co tak jakoś szczególnie (poza kilkoma wyjątkami) nas do siebie nie przekonała, to cóż takiego będziemy robić na Gozo, które jest od niej jeszcze mniejsze? Kilka miasteczek na krzyż i jakaś absurdalnie duża liczba kościołów. Zróbmy więc tam nie 5 tylko 4 noce, bo przecież zanudzimy się jak mopsy! Wynik tej amatorszczyzny jest taki, że dokupiliśmy jeszcze 2 kolejne noclegi, niestety już w innym pensjonacie, żeby tylko przedłużyć nasz pobyt na wyspie, która „kupiła” nas totalnie i to już pierwszego dnia. Przede wszystkim tym, że jest kompletnie inna od Malty.

Zacznijmy od tego, że uwielbiamy wyspy! Bije z nich jakiś taki spokój, niespieszność, luz, spontaniczność, przestrzeń (paradoksalnie), dzikość, jakiś rodzaj tajemnicy. Uwielbiamy takie miejsca, gdy pośrodku niczego nagle kończy się droga a dalej jest już tylko to co wybudowała natura oraz samo morze. Na Malcie trochę nam z tej listy zabrakło, być może dlatego status naszego z nią związku brzmi wciąż „to skomplikowane”. Niewykluczone, że swoją wyspiarskość Malta zachowała po prostu w innych rejonach niż te, które odwiedziliśmy, nie mniej to zabetonowanie, ucywilizowanie i co za tym idzie pęd i natłok to nie to na co czekaliśmy. Gozo natomiast jest właśnie takim 100% spełnieniem naszej wewnętrznej i oczywiście bardzo subiektywnej definicji wyspiarskości. I poczuliśmy to jak tylko zjechaliśmy z promu.

Dwejra

Dwejra to jedno z tych miejsc na końcu drogi. Odwiedzane kiedyś ze względu na Azure Window – most skalny, który uległ zawaleniu w marcu 2017 – wciąż ma wiele do zaoferowania z cyklu atrakcji „made by nature”. Jest tu przede wszystkim pięknie. Wysokie klify, gładkie, wyrzeźbione przez wiatr i wodę skały, gdzieniegdzie naturalne saliny, w których widać kryształki soli. Fantastyczne miejsce na obserwowanie zachodu słońca. Fani nurkowania uwielbiają tutejsze Blue Hole – niewielkie jezioro morskie głębokie na 15 metrów, w którym przez otwór w skale można wypłynąć na pełne morze. Wielbiciele podwodnych krajobrazów mogą w ten sposób zobaczyć to co zachowało się jeszcze ze skały tworzącej Azure Window i spoczywa teraz na dnie. Innym ciekawym zjawiskiem przyrodniczym jest „wewnętrzne morze” Inland Sea. Można się tu kąpać, nurkować, ale najlepiej wykupić rejs łódką, która przepływa przez skalną bramę na pełne morze. Ostatnim cudem natury jest Fungus Rock – skała porośnięta cynomorium szkarłatnym zwanym kiedyś „grzybkiem maltańskim” (stąd „fungus” z ang. „grzyb” w nazwie). Roślinie tej przypisywano właściwości lecznicze. Była tak pożądana, że dostęp do skały był pilnie strzeżony a wszelkie próby dostania się na nią surowo karane. W celu utrudnienia wspinaczki potencjalnym śmiałkom, oszlifowano jej ściany. Jedynym oficjalnym sposobem by się na nią dostać była prowizoryczna gondolka na linie łączącej stały ląd ze skałą. Stałe obserwacje terenu prowadzono z Dwejra Tower – jednej z wież obserwacyjnych na wyspie. Z każdej było widać zarówno tę znajdującą się po prawej jak i po lewej stronie. Przy zagrożeniu np. ze strony piratów wystarczyło rozpalić na wieży ogień by w ten sposób poinformować sąsiednie. W krótkim czasie o niebezpieczeństwie wiedziała cała wyspa.

Ramla Bay (ir-Ramla l-Ħamra)

Z plaż na Gozo póki co odwiedziliśmy jedną – Ramla Bay. Właściciel pierwszego B&B, w którym nocowaliśmy, powiedział, że w jego prywatnym rankingu ta jest najpiękniejsza. Walory estetyczne jak najbardziej w cenie, ale od kilku lat, jeśli chodzi o plaże, liczą się dla nas przede wszystkim względy praktyczne. Musi byś piasek, musi być łagodne i „niekłujące” zejście do morza, no i najlepiej jakby było jakieś zaplecze parasolowo-sanitarne, jako, że brak parasola w taki upał zakrawa o samobójstwo. Ach, ostatnimi czasy jedno z nas zwraca również baczną uwagę na obecność ratownika… 🙂 Ładne kadry wylądowały tym samym na szarym końcu listy priorytetów. Ramla Bay, o niecodziennym, bo rudym kolorze piasku, spisała się jednak znakomicie pod każdym względem i zarówno Małgosia jak i Michał byli zadowoleni (a zadowolenie tej dwójki w znacznej mierze implikuje i moje). Jedyny minus to nieczynne prysznice ze słodką wodą, oczywiście ze względu na covid. Skoro ewidentnie nie stanowi zagrożenia w publicznych toaletach metr obok, to czemu akurat miałby czyhać pod prysznicami?

Zapraszamy na część drugą.

Author

4 komentarze

  1. Serce mocniej mi zabiło podczas czytania tego wpisu… Chyba zakochałam się, a na pewno jestem zachwycona widokiem skał na tle wody. Cytując uroczą autorkę tekstu „spokój, niespieszność” – to widać.

  2. Natura na Gozo uczyniła to miejsce fantastycznym. Po prostu uderza rajski spokój i mam nadzieję, że tak się czujecie – jak w raju. Dzięki za emocjonujący post i zdjęcia. Ściskam serdecznie wszystkich.

  3. Irena Radomska Reply

    Po prostu bajka !!!! zarówno poprzez uroczy tekst jak i zdjęcia. Cieszę się, że jak co roku udaje się spędzić genialne wakacje, tak jak to zaplanowaliście zaczynając bloga.

  4. Ho ho Coreczko ! Poetyckość Twoich relacji wzrasta z każdym kolejnym wyjazdem. Rozumiem, że doczekam się opisu wierszem.
    My dzisiaj kończymy nasze wojaże po Korfu. W nocy wylatujemy do Warszawy.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.