Prawa, lewa, prawa, lewa. Miarowo zanurzam to jeden, to drugi koniec wiosła w krystalicznie czystej wodzie. Prawa, lewa, prawa, lewa. Czuję jak kajak nabiera prędkości i gładko sunie po tafli jeziora. Wiatr mierzwi mi włosy, słońce przypieka w ręce. Widać to całe „kajakowanie” to nie jest jakaś arcytrudna sprawa – myślę sobie. Może trochę dłonie (tłuste od kremu z filtrem) ślizgają mi się po plastikowym wiośle, ale jak dobrze mi idzie! Nagle czuję, że wyraźnie zwalniam. Prawa, lewa, prawa, lewa. Ręce niby cały czas robią to samo, jednak ich praca przestała przekładać się na sprawne pokonywanie kolejnych metrów.
– MichaaAaaał – rzucam do tyłu – Wiosłujesz?
– Nie, musiałem zrobić zdjęcie.
Eh, zupełnie jak na crossficie. Serce śpiewa „Mam tę moc!” a ręce na to: niemożliwe!
Mieszkańcy mówią o nim macedoński Disneyland, lub miasto, w którym pomników jest więcej niż drzew. Turyści widzą w nim prężnie rozwijającą się europejską stolicę, w której jednak coś…
Dotarliśmy do Skopje! W końcu osiadamy gdzieś na nieco dłużej niż „do jutra”, choć nie powiem, że przez następne dwa dni będziemy oddawać się słodkiemu lenistwu (na to…
Dzisiejsza podróż bezapelacyjnie wygrywa konkurs na najdłuższe tysiąc kilometrów wszech czasów. Każdy jeden liczył się podwójnie, ulice były pełne niedzielnych kierowców (żeby nie nazwać ich dobitniej), wypadków i…
Rok 2012 i wakacje w Czarnogórze zapoczątkowały naszą miłość do Bałkanów. Nieznany nam wówczas kraj, wybrany – powiedzmy sobie szczerze – w dużej mierze ze względów ekonomicznych, zawładnął…