Fuengirola – ważny kurort na wybrzeżu Costa del Sol. Oferuje 8 km plaż, średniowieczną fortecę Maurów oraz zoo, które ma szansę przekonać do siebie nawet tych, którzy nie są fanami tego typu instytucji.

Naprawdę lubię chodzić do zoo. Wiem, że jest to pewnie niezbyt popularne stwierdzenie i wszyscy orędownicy praw zwierząt zaczynają właśnie bić na alarm, ale ja naprawdę (i być może nawinie) wierzę, iż zoo to nie tylko kraty, niewola i nieszczęście, ale też ratunek (z cyrku czy przemytu), ochrona przed wyginięciem, nauka czy ekologia. Oczywiście jedno zoo drugiemu nierówne. Tak jak z pewnością są jeszcze na świecie placówki, w których niewiele zmieniło się od czasów, gdy zwierzęta wyłapywano z ich naturalnego środowiska by uczynić z nich rozrywkę dla mas, tak na szczęście coraz więcej jest takich, które starają się sukcesywnie modernizować i powiększać wybiegi, inwestować w nowe rozwiązania tworzenia egzotycznych mikroklimatów a los ich podopiecznych nie jest im obojętny. Pamiętam jak wielkie wrażenie wywarło na nas zoo w Singapurze, od lat jesteśmy fanami wrocławskiego zoo, co raz odwiedzamy też „nasze” warszawskie a w niedalekiej przyszłości musimy wybrać się ponownie do Łodzi i odwiedzić tamtejsze zoo, które po otwarciu Orientarium w 2022 roku szczyci się mianem najnowocześniejszego w Europie. Kiedy więc śledząc w Internecie wyniki wyszukiwania frazy „Malaga z dziećmi”, przeczytałam o Bioparcu Fuengirola jako przykładzie nowego modelu zoo opartego na szacunku do przyrody i stwarzaniu zwierzętom warunków jak najwierniej odwzorowujących ich naturalne siedliska, wiedziałam, że będzie to fantastyczny pomysł na wycieczkę.

Fuengirola oddalona jest od Malagi o 30 km. Dystans ten można pokonać pociągiem podmiejskim, ale my zdecydowaliśmy się tego dnia wypożyczyć samochód. Potrzebowaliśmy więcej elastyczności, gdyż nasze plany na ten dzień nie obejmowały bynajmniej tylko jednego zoo a to, że finalnie nic z nich nie wyszło, to już inna sprawa ;P

Rozmiar Bioparcu jak i jego lokalizacja były dla nas małą niespodzianką, Przywykliśmy, do dużych zoo, w których trzeba się nachodzić a odwiedzenie wszystkich wybiegów i pawilonów podczas jednej wizyty jest albo niemożliwe albo bardzo czasochłonne. Bioparc Fuengirola wciśnięty miedzy arenę walk byków (o ironio!) a multipleks wypada przy tych założeniach dość mizernie. Stojąc u wejścia, w samym środku nadmorskiego kurortu, zachodziliśmy w głowę jakim cudem to tu, bo nie ma szans by dalej czekał na nas teren większy od szkolnego boiska. Przy kupnie biletów dojrzeliśmy od razu spory sklep z pamiątkami (czyt. zabawkami), którego nie sposób nie minąć przy wyjściu. Będzie tam można kupić zdjęcia, jakie tamtejszy fotograf obowiązkowo pstryka wszystkim zwiedzającym na start. Dostaliśmy również pouczenie, że absolutnie nie można wnosić ze sobą żadnego jedzenia. Spojrzeliśmy wówczas na naszą siatę wałówy dla bąbelków i jedyne co mogłam w tej sytuacji wydukać to: „a teraz proszę powiedzieć to dzieciom” 😀 (dostaliśmy dyspensę na „jedną rzecz” :P). Na szczęście potem było już tylko lepiej a jeden wielki efekt wow wynagrodził wszystkie początkowe zgrzyty.

Cały teren podzielony jest na cztery rejony geograficzne: Afryka Równikowa, Madagaskar, Azja Południowo-Wschodnia oraz Indo Pacyfik. Taka organizacja służy nie tylko pogrupowaniu zgromadzonych zwierząt, lecz jest także wyznacznikiem tego jak wygląda ich otoczenie. Moim prywatnym hitem były mury, wśród których majestatycznie przechadzał się smok z Komodo (największa współcześnie żyjąca jaszczurka), które wyglądały jakby przyjechały prosto z Kambodży lub planu zdjęciowego filmu Księga Dżungli z 1994 roku gdzie stanowiły scenografię tzw. Monkey City (Miasta Małp). Inne zachwyty to np. bobas goryl przy piersi lub maluch orangutan huśtający się na gałęzi. Mieliśmy też kilka momentów uczucia dużego respektu wobec tych, dla których byliśmy tam gośćmi. Np. gdy Magda oparła się twarzą o szybę, przy której po drugiej stronie spały trzy olbrzymie krokodyle nilowe i nagle jeden z nich się przebudził. Lub gdy napotkaliśmy spojrzenie dwóch tygrysów sumatrzańskich nie pozostawiające żadnych złudzeń, że to takie tylko trochę większe kotki. Ta bliskość świata zwierząt towarzyszy tam naprawdę na każdym kroku. Wiadomo, że nie jest to safari w jakimś afrykańskim parku narodowym, ale fakt iż przyroda nie jest tam tylko dla zwierząt, ale niejako wylewa się poza ustalone wybiegi, otacza alejki i kładki dla zwiedzających, czyni to miejsce naprawdę wyjątkowym. Tu bujna roślinność, tam jakieś skalne stopnie, gdzieś indziej wodospad na horyzoncie. Jeden zachwyt gonił drugi. Tylko kiedy Magda w końcu zasnęła i można było na spokojnie dokończyć zwiedzanie parku, okazało się, że niestety większość już widzieliśmy 🙁

Nieuchronnie zbliżała się pora sjesty. Ruszyliśmy więc spacerem w stronę morza by się posilić. Z zaplanowanych 14 dni wakacji, na wybrzeżu mieliśmy spędzić zaledwie 6 – każdy widok wielkiej wody był zatem na wagę złota. Wybór otwartych w tamtej chwili restauracji o obiecujących ocenach w Google nie był duży. Udało nam się jednak trafić naprawdę dobrze, choć mało hiszpańsko. Nie samymi tapasami człowiek żyje i tak rodzina z Polski na wakacjach w Andaluzji wcinała amerykańskie burgery serwowane przez Azjatkę 😀 Jeśli ktoś będzie w tamtej okolicy to naprawdę polecamy restaurację Momag Burgers & Gin (mają też menu dziecięce). W dalszej części dnia mieliśmy jechać obejrzeć Colomares – wyjątkowy pomnik w kształcie zamku wybudowany ku czci Kolumba. W drodze na parking zatrzymaliśmy się jednak na „buju buju” i wsiąkliśmy. Szybko zrobiło się na tyle późno, że nie opłacało się już jechać nigdzie indziej. Trochę szkoda… w sumie to nawet bardzo, ale przez ostatnie lata nabraliśmy już nieco praktyki w odpuszczaniu i nie żałowaniu tych wszystkich „straconych” szans (raczej zawsze mówimy, że zostawiamy sobie coś na następny raz). Fuengirola sama w sobie okazała się natomiast bardzo przyjemnym miejscem. W porównaniu do Malagi, jej uroczy małomiasteczkowy klimat nadmorskiego kurortu wypadł bardzo na plus. Czuło się jakby czas tam płynął nieco wolniej i w sumie dobrze, bo jeszcze te wakacje skończyłyby się zdecydowanie za szybko.

Author

1 Comment

  1. No po prostu bajka, coś pięknego, uwielbiam korzenie starych drzew, do tego te oryginalne budowle, wspaniałe drzwi i mamy efekt woow .Myślę, że w takich warunkach zwierzęta nie mogą być nieszczęśliwe.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.