Instynkt, intuicja, przeczucie, szósty zmysł. To silne przeświadczenie żeby TAM pojechać, zboczyć, nocować, zatrzymać się dłużej niż jest to powszechnie zalecane. Nie pojawia się często, ale gdy już zawita wiem, że najlepiej mu zaufać. To dzięki niemu nadłożyliśmy w Macedonii drogi by w plan podróży wpleść najbardziej relaksujące dwa dni w ośrodku Aurora nad jeziorem Berovo. To ono upewniło nas, że Malta jest dobrym kierunkiem na dwa tygodnie, mimo głosów, że „tą wyspę objeżdża się w weekend”. To ono podsunęło nam kombinację Singapur + Malezja na pierwsze azjatyckie wakacje, Czarnogórę w chwili gdy marzyliśmy o Sycylii a liczył się każdy grosz, czy w końcu Janowiec i przesympatyczny Dwór Meluzyna w momencie wykańczania mieszkania, gdy tych groszy nie zostało już prawie wcale. To wreszcie ono utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto zrobić w Kordobie pełnoprawny przystanek i nie traktować jej jako celu jednodniowej wycieczki z Malagi czy Sewilli. Jakkolwiek by nie nazwać tego uczucia, po raz kolejny miało rację.

Jako, że podczas tych wakacji stawialiśmy głównie na transport publiczny, do Kordoby z Malagi udaliśmy się pociągiem. Po pierwsze takie rozwiązanie to zawsze przygoda sama w sobie. Po drugie żal było nie skorzystać z faktu, iż większe miasta w Hiszpanii połączone są siecią szybkich pociągów AVE. Dzięki nim odległości pokonuje się sprawniej niż samochodem i to bez konieczności unieruchamiania pasami w fotelikach tych, którzy wyjątkowo tego nie lubią 🙂 Nasza podróż nie trwała nawet godziny. Magdę w objęciach Morfeusza musiałam wynosić z pociągu na rękach. Małgosia ledwo co się rozłożyła ze swoim dobytkem na stoliku przed nią a już musiała wszystko chować. Po tej podróży naszła mnie taka refleksja, że… poszukuję Juliana Tuwima XXI wieku. Pragnę bowiem złożyć zamówienie na wiersz „Lokomotywa 2.0”! Dzieci wciąż wychowują się na tej starej, sapiącej, dyszącej, ociężałej maszynie a potem jadą na wakacje do Andaluzji, wsiadają do pociągu bynajmniej nie byle jakiego no i jest dysonans. Gdzie ten gwizd i świst? Gdzie para, kocioł i tłoki? Gdzie stukot i to znamienne „tak to to tak to to tak to to..”? Trzeba iść z duchem czasu! Przydałoby się coś o kolei dużych prędkości, nowoczesnym designie, delikatnym ruszaniu, bezgłośnym sunięciu. Śmiechem żartem, ale tak się składa, że obydwie nasze dziewczyny pociągiem jechały tylko za granicą 😉 I jak koleje tajskie, choć nieco egzotyczne, na swój sposób wyglądały dość swojsko, tak te w Andaluzji to już powiew „zachodu”. No dobra, w Polsce na niektórych trasach pomkniemy czy to Pendolino czy Pesa Dartem, konkurować więc możemy przynajmniej wizualnie. No ale do prędkości oscylujących w okolicach 300 km/h to niestety nam jeszcze daleko.

Kordoba znana jest przede wszystkim ze swojego historycznego centrum ukształtowanego przez trzy wielkie religie świata: chrześcijaństwo, judaizm i islam, pełnego wąskich kolorowych uliczek, kwiatów w glinianych donicach zawieszonych na ścianach budynków i finezyjnie ozdobionych dziedzińców domów (tzw. patios). Apetyt mieliśmy wielki. Postanowiliśmy zamieszkać tak, by do najważniejszych punktów na mapie mieć blisko, najlepiej na piechotę. Stanęło na Apartamentos Los Patios de la Judería w dawnej Dzielnicy Żydowskiej. Piękny odrestaurowany dom z XVII w., zadbane patio (a jakże), dwupoziomowy apartament z małym tarasem i basenem na dachu. To była miłość od pierwszego spojrzenia na zdjęcia w Internecie i jak się okazało potem nasz absolutny andaluzyjski numer jeden jeśli chodzi o noclegi. 

Zaledwie dwa i pół dnia mieliśmy na eksplorowanie Kordoby, choć wydaje się, że byliśmy tam znacznie dłużej. Podróżowanie z dziećmi to z jednej strony kompromisy, ustępstwa i akceptowanie faktu, iż nie pozwiedza się już tak jak to było gdy byliśmy jeszcze szczęśliwie bezdzietni. Z drugiej jednak, każdy dzień z nimi obfituje w tyle wydarzeń i dramatów wszelakich, że potem we wspomnieniach wydaje się jakby było ich znacznie więcej (dni, nie dramatów 😛 ). Lista miejsc, które udało nam się przez ten czas zobaczyć może nie jest imponująca, ale kto kiedykolwiek próbował nakłonić kąpiące się w basenie dzieci by z niego wyszły i poszły zwiedzać pobliski meczet ten wie jaka to „mission impossible”.

La Mezquita

Najwspanialszy meczet jaki kiedykolwiek został zbudowany przez Maurów. Powstał w VIII wieku i swą rolę pełnił aż do 1236 roku kiedy to wraz z rekonkwistą (walka chrześcijan o wyparcie Arabów – Maurów – z Półwyspu Iberyjskiego) i nowym królem Ferdynandem III Świętym został przerobiony na kościół. Budowlę przekształcano wielokrotnie aż do końca XVIII (np. minaret przeistoczył się w barokowo-renesansową dzwonnicę) i mimo, iż w międzyczasie „wykrojono” niejako z niego środek, by wstawić tam renesansową katedrę, to znaczna część oryginalnej budowli pozostała zachowana. Najbardziej charakterystyczne elementy, które oparły się zmianom, to rzędy ponad 800 kolumn zwieńczonych podwójnymi łukami w biało czerwone pasy.

Most Rzymski

16 kamiennych łuków w stylu mauretańskim spoczywających majestatycznie nad rzeką Gwadalkiwir tworzy kolejny symbol miasta, który z La Mezquitą może śmiało walczyć o tytuł „Mitera Popularności”. Zbudowany w I w p.n.e. przez około dwa tysiące lat był jedynym mostem w mieście. Przebudowywany przez każdą zmieniającą się władzę czy religię od 1984 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa ludzkości UNESCO. Na południowym krańcu przeprawy znajduje się XII wieczna ufortyfikowana wieża Torre de la Calahorra. Od północy most wieńczy renesansowa brama Puerta del Puente, za którą na niewielkim placu stoi jedna z kolumn (zwanych triumfami) poświęconych Archaniołowi Rafałowi. Most Rzymski z Kordoby docenili również filmowcy „Gry o tron”, którzy, po kilku komputerowych przeróbkach, uczynili z niego tzw. Długi Most w mieście Volantis.

Patios

Kordoba jest jednym z najgorętszych miast w Hiszpanii. My byliśmy tam w drugiej połowie października i codziennie mieliśmy ponad 30 stopni w cieniu. Niewykluczone, że tradycja wznoszenia domów z wewnętrznymi dziedzińcami (tzw. patios) ułatwiającymi cyrkulację powietrza była swego rodzaju ratunkiem przed upałem. Wiadomo, że zwyczaj ten zapoczątkowali Rzymianie, Arabowie natomiast wynieśli znaczenie patios na wyższy poziom. Po pierwsze okazało się, że po wprowadzeniu do nich roślinności uzyskano kolejnych kilka stopni mniej (w porównaniu do warunków panujących na zewnętrz budynku) a przyjemny chłód potrafił rozprzestrzeniać się po całym domu. Co więcej, piękne patios zaczęły pełnić również ważną rolę społeczną stając się centrum życia towarzyskiego i rodzinnego, miejscem na spędzanie wspólnie czasu i budowanie więzi. Obecnie, każdego roku przez dwa tygodnie maja, dumni ze swych ukwieconych dziedzińców kordowianie rywalizują ze sobą o palmę pierwszeństwa w ramach festiwalu-konkursu La Fiesta de los Patios de Córdoba. To swoiste święto obchodzone jest prawie nieprzerwanie od 1921 roku. Nagrody przyznawane są w wielu różnych kategoriach a konkursowe patios kuszą już nie tylko kwiatami czy fontannami, ale także popisami flamenco, degustacją tapas czy lokalnego wina. My będąc po festiwalowym sezonie musieliśmy zadowolić się podziwianiem dziedzińców dawno zaadoptowanych na potrzeby restauracji, barów czy miejsc noclegowych.

Alkazar Królów Chrześcijańskich

Położony niedaleko La Mezquity, wciąż pozostaje w jej cieniu. Nie tak sławny jak Alkazar w Sewilli a przecież to tu w 1486 roku Krzysztof Kolumb prosił Królową Izabelę Kastylijską i Króla Ferdynanda o finansowanie wyprawy morskiej w poszukiwaniu alternatywnej drogi do Indii (zgodę uzyskał 6 lat później). Chcieliśmy zobaczyć to miejsce ze względu na przepiękne ogrody. Udało się i to na dodatek za darmo! Do tej pory nie wiemy z jakiej okazji trafiliśmy na darmowe wejście, ale nie narzekamy 😉

Więcej

Kordoba w naszym wydaniu to oczywiście tylko mały wycinek całego miasta. Zachęcamy do eksplorowania jej w większym zakresie. Nam tylko na moment udało się wyjść poza utarte ścieżki dawnej Dzielnicy Żydowskiej. Dotarliśmy wtedy na plac Plaza de la Corredera. Kiedyś odbywały się tu różne uroczystości, walki byków a nawet publiczne egzekucje. Dziś jest to popularne miejsce spotkań z licznymi kawiarniami i restauracjami.

Kulinaria

Kuchnia Kordoby okazała się być dla nas największym zaskoczeniem. W życiu nie pomyślelibyśmy, że w tak upalnym klimacie będzie królować… mięso! Pamiętam pierwszy obiad tuż po przyjeździe. Standardowo wybór restauracji w czasie sjesty nie był imponujący, ale wydawało się, że trafiliśmy przyzwoicie. W Moriles Ribera wybraliśmy z menu dwie flagowe pozycje nie za bardzo zadając sobie nawet trud tłumaczenia. Stwierdziliśmy, że jeśli wymienione są tam różne rzeczy, to będzie to coś w rodzaju półmiska tapasów i każdy znajdzie tam coś dla siebie. I tak na pierwszym talerzu znaleźliśmy: kaszankę, chorizo, szynkę serrano i kawałki schabu w towarzystwie po prostu ziemniaków. Na drugim, pod postacią dużego panierowanego krokieta leżał tzw. „flamenquin” – kawałki szynki owinięte schabowym sznyclem, czyli de facto mięso zawinięte w mięso 😀 . Towarzyszyły mu ziemniaki, dwa jajka sadzone (pełna egzotyka jak widać :P) oraz rewelacyjne, tu akurat brawa, frytki z bakłażanów. Co by nie mówić, mięso zrobione było naprawdę dobrze. Z pewnością docenione zostałoby przez kogoś kto… miałby na nie ochotę, zwłaszcza w takiej ilości 😀

Nasze pozostałe kulinarne podboje w Kordobie były już na szczęście dużo bardziej urozmaicone. Z pełnym przekonaniem polecamy Bodegas Mezquita (Céspedes) , mimo iż kazano nam nieco czekać zarówno na złożenie zamówienia jak i jego realizację. Nagrodą było pyszne jedzenie i przemiła obsługa coraz zaczepiająca nam dzieci. Formuła menu, w której w ustalonej cenie wybierało się z listy kilku możliwości przystawkę, danie główne i deser bardzo się u nas sprawdziła. Ograniczony wybór to szybsze decyzje i brak konieczności tłumaczenia często długiej karty. Trzy takie menu dla dorosłych, dla dziewczyn kilka sprawdzonych tapasów do podziału i każdy najadł się do syta. Kolejna polecajka to kultowy tapas bar Santos znany z największej (a właściwie najwyższej) ziemniaczanej tortilli i jej konsumpcja na pobliskich murach La Mezquity. Pyszny solidny plaster za 2 euro okazał się treściwszy niż zakładaliśmy. Na zakończenie coś na deser. W niepozornym okienku Mojaelchurro zjedliśmy najlepsze churros wyjazdu, które na dodatek było przygotowywane na naszych oczach.





 

Author

1 Comment

  1. Córeczko z twoją łatwością, lekkością i polotem pisania, jestem przekonana , że wiersz „Lokomtywa2.0” napisałabyś bez trudności sama. Piękna ta Kordoba , kolorowa, przyjazna, smaczna i ciekawa. Super, że po raz kolejny wyjazd się udał. A jak się fajnie czyta i ogląda, kiedy za oknem siąpi, buro i szaro.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.