Wtorek rozpoczęliśmy leniwie. Późne wstawanie, śniadanie, plaża i kąpiel słoneczna. Z naszego kempingu w Villeneuve-Loubet do Antibes, gdzie mamy najbliższą piaszczystą plażę, mamy raptem kilka kilometrów. Tym razem wybraliśmy plaże położoną w dalszej części zatoki, równie ładną co poprzednia, trochę mniej zatłoczoną. Popołudniem wybraliśmy się sprawdzić jak trzyma się czerwony dywan w Cannes poza festiwalem.
Na miejsce trafiliśmy kiedy słońce już zelżało, co pozwoliło nam się normalnie poruszać. W Cannes podobnie jak w Saint-Tropez przywitał nas tłum ludzi. Idąc wzdłuż bulwaru dotarliśmy do pałacu festiwalowego i szczerze mówiąc byliśmy nieco rozczarowani. Tuziny turystów (w tym wycieczka z polski) przemykające po czerwonym dywanie uniemożliwiały sobie nawzajem zrobienie zdjęcia bez aktorów drugoplanowych. Bulwar poza akademią do zaoferowania ma niewiele, wszechobecne sklepy drogich marek i hotele spłycają krajobraz. Nie udało nam się odnaleźć odcisków rąk interesujących nas osób, także musieliśmy się zadowolić tym co mamy – nie wiem czemu nikt nie pomyślał aby odciski były podpisane w czytelny sposób 😛 Czas leciał nieubłaganie, słońce chyliło się ku zachodowi i wtedy Cannes pokazało swoje drugie oblicze. Rozbłysły latarnie, oświetlenie na budynkach subtelnie podkreślało ich kształt i rozmiar, to było to coś na co czekaliśmy od momentu przyjazdu. W takiej atmosferze postanowiliśmy kontynuowaliśmy nasz spacer i podziwiać Cannes w innej odsłonie, co chwilę przystając aby móc nacieszyć oczy widokami.
4 komentarze
Jak widać jeszcze mało znani Polacy mogą stąpać po czerwonym dywanie. No kochani, prawdziwe z Was gwiazdy filmowe! Moja dłoń przed laty pasowała do odcisku Jane Fondy :-). A swoją drogą, bywacie na różnych plażach a opaleniznę nie bardzo widać.
Czyżby moja czarna ręka nie była wystarczająco czarna 😉 ehhh.
No staram się! Ale co zrobić jak geny nie pozwalają osiągnąć wyższego stopnia zbrązowienia … Do osiągnięcia poziomu niektórych plażowiczów potrzebny byłby mi chyba co najmniej miesiąc i to tylko siedzenia na plaży od 10 do 18 🙂
Tam może nie widać opalenizny- wśród brązowych ludzi- ale jak wrócicie do Lublina, to już sobie wyobrażam jakie z was murzyniątka.