Baandin Chiewlarn Resort u wrót Parku Narodowego Khao Sok to bez wątpienia jeden z naszych najbardziej oryginalnych noclegów. Oczywiście daleko nam do stwierdzenia, że nocowaliśmy w nie wiadomo jakiej dżungli. Poza mrówkami na podłodze i mikro gekonami na suficie, nie mieliśmy innych gości. Nie mniej, opowieść Grzegorza o wielgaśnym pająku jakiego zabił o poranku i wcześniejsze ostrzeżenia właściciela by na noc szczelnie zamykać drzwi i okna sprawiają wrażenie, iż możliwości bliższego spotkania z dżunglą były znacznie większe. A to, dla takiego mieszczucha jak ja, skutecznie działa na wyobraźnię.
Adres
17/10 Moo 3, Khao Pung, Ban Tha Khun, Suratthani, 84230 Ban Ta Khun, Thailand
http://baandinchiewlarn.com/
Sposób rezerwacji
Jak dobrze pamiętam, był to serwis booking.com, jednakże tym razem to nie my dokonywaliśmy rezerwacji.
Cena
Niestety brak danych. Mieliśmy wspólną rezerwację ze znajomymi i nie dam rady tego już odszukać. Pamiętam, iż były to naprawdę małe pieniądze.
Długość i termin pobytu
2 noce / listopad 2019
Dojazd
Na lotnisku w Suratthani wynajęliśmy taksówkę i w godzinę byliśmy na miejscu. W drogę powrotną transport zamawialiśmy za pośrednictwem obsługi ośrodka.
Okolica
You’re in the jungle baby! Ośrodek położony jest u wrót Parku Narodowego Khao Sok i tak w zasadzie pośrodku niczego 😉 Oprócz dżungli rzecz jasna. Do wszelakich oznak cywilizacji jest po kilka kilometrów, dlatego lepiej mieć ze sobą wszystko co potrzeba i nie liczyć na to, że „jak się skończą pieluchy, to dokupimy” (do najbliższego 7eleven jest akurat 10km).
Parking
Nie korzystaliśmy,
Ogólne wrażenie
Mieszane 😉 Ale w gruncie rzeczy nie chodzi o to, że jestem jakimś przyzwyczajonym do wygód mieszczuchem bojącym się wszelkiego rodzaju robactwa (choć oczywiście jest to wszystko prawda ;P). Mieszane odczucia mam ze względu na utrudniony dostęp do jedzenia przy moim wiecznie głodnym małym dziecku. Ze skromnego śniadania nie było za bardzo co podkraść ani jak napełnić brzuchy na zaś. Poza tymi śniadaniami nie serwowano ani nie sprzedawano tam nic innego. Co prawda, okazało się z czasem, że za pośrednictwem recepcji można zamawiać bardzo dobre jedzenie z pobliskiego bistro, ale dlaczego (na boga!) taka informacja nie padła od razu przy check-inie!? Zaoszczędzilibyśmy sobie nieco nerwów i bezskutecznych poszukiwań pierwszego dnia 🙂
Poza wątkiem jedzeniowym, to z jednej strony ośrodek położony bardzo malowniczo wśród roślinności, tuż obok pobliskiej rzeki. Z drugiej, w ośrodku było kilka zaniedbanych i chyba już nieużywanych domków, które psuły nieco ogólne wrażenie. Trwała też budowa jakiegoś nowego obiektu, która powodowała duży hałas i trochę bałaganu a panowie mogliby odpuścić sobie te piły chociażby na czas naszego śniadania, które mieliśmy tuż obok nich. Z trzeciej strony to był naprawdę tani nocleg, obsługa przemiła, no i byliśmy tam krótko.
Obsługa
Nie mogło być inaczej, obsługa była bardzo sympatyczna i pomocna. Pierwszego dnia obsługiwał nas młody chłopak, z którym bez problemu dogadaliśmy się po angielsku. Nie było również najmniejszych problemów z zamówieniem transportu czy to lokalnego nad jezioro Cheow Lan, czy powrotnego do Suratthani. Co więcej, w recepcji zamawialiśmy również jedzenie z okolicznego bistro.
Internet
Bezpłatne wi-fi dostępne w całym obiekcie. Prędkość w porządku.
Pokoje
Wraz z „Grzegorzami” mieliśmy wspólny domek, składający się jakby z dwóch oddzielnych pokoi złączonych plecami. Każdy miał oddzielne wejście i oddzielną łazienkę w formie przybudówki bez dachu (tzn. dach był, ale tylko w tym najbardziej strategicznym miejscu :D). Wyposażenie pokoju skromne, ale wystarczające: łóżko, lodówka, stolik z krzesłami, jakieś półki, fajne siedzisko pod oknem z poduchami a do tego klimatyzacja. W oknach i drzwiach były moskitiery, które polecono nam by były zawsze zamknięte. Problem w tym, że w wielu miejscach były dziurawe. Ze względu na swoje położenie, natura w postaci małych gekonów, mrówek czy innych stworzeń często urzędowała na podłogach czy ścianach. Z tego względu pokój nie był raczej z tych, w którym można sobie śmiało chodzić boso, do tego łatwo nanosił się do niech piach z dworu a łazienka na zewnątrz również nie pomagała w utrzymaniu podłogowej czystości.
Posiłki
Bardzo skromne śniadanie w cenie. Jajecznica lub omlet, do tego jakiś rodzaj kiełbasek/parówek, tosty z dżemem i świeże owoce. Bardzo dobre ciepłe dania i zimne owocowe smoothies zamawialiśmy, za pośrednictwem recepcji, w „pobliskim” YOLO Cafe&Bistro.
Czy polecilibyśmy to miejsce znajomym
Po raz pierwszy chyba jednoznacznie nie odpowiem. Temperatura mojego związku z tym miejscem jest raczej letnia. Nie było źle, nie było też super. Wydaje mi się, że może doradziłabym szukać czegoś bliżej jakiejś jedzeniowej cywilizacji, ale oczywiście jeśli dla kogoś cena jest znacznie większym priorytetem niż sklep czy knajpa pod nosem, to jak najbardziej brać w ciemno.
Zdjęcia
Znowu tylko dwa 🙂 W Tajlandii ewidentnie nie mieliśmy weny do fotografowania miejsc naszych noclegów.