Po dwóch dniach w drodze zasłużyliśmy na odpoczynek. Dziś miało być przede wszystkim leniwie, bez planu i bez pośpiechu.
Ania do tej pory opanowywała raczej „łomżing”, niż „plażing”, trzeba było więc nieco ponadrabiać 😉 Pół dnia spędziliśmy na pobliskiej plaży i byliśmy zdecydowanie najjaśniejszymi punktami na szarym piasku. Wieczór pięknie obnażył wszystkie te miejsca, gdzie niezbyt dokładnie posmarowaliśmy się kremami z filtrem.
Jutro planujemy zobaczyć co nieco więcej z wyspy. Z przewodników wiemy, iż lubią ją Grecy, natomiast niekoniecznie doceniają zagraniczni turyści. Wszystko dlatego, że jest dzika, górzysta, przemierzanie jej samochodem wymaga nie lada zdolności a w zapierające dech w piersiach piaszczyste plaże obrodziło raczej jej bardziej popularne siostry. Ponadto połączenie z lądem za pomocą mostu powoduje, iż przewodniki wyspiarskie nie traktują jej jak pełnoprawnej wyspy, a te traktujące o lądzie pomijają ją właśnie ze względu na to, iż wyspą jest.
Z naszych spostrzeżeń wygląda, że zagraniczni turyści chyba rzeczywiście niekoniecznie wiedzą o istnieniu Ebei (a przynajmniej o jej północno-wschodnim wybrzeżu) a i sama wyspa jakoś niespecjalnie planuje im się przypodobać. Na naszym kempingu Agia Anna, który zaczynamy powoli oswajać, jesteśmy chyba jedynymi przedstawicielami obcego kraju 🙂 Kemping jest wciąż pełen, ale samych Greków! Co więcej, na serio próżno szukać jakiejkolwiek informacji napisanej w innym niż grecki języku i oczywiście w innym niż grecki alfabecie. Dobrze, że pani w recepcji dała radę porozumieć się z nami po angielsku.
Na plażę wróciliśmy jeszcze dzisiejszego wieczoru. Michałowi udało się uwiecznić piękne gwieździste niebo.
2 komentarze
Oby nauka (plażingu) nie poszła w las… (bo go nie ma?). Pracujcie wszyscy nad opalenizną – i tego wam życzę, by pogoda sprzyjała plażowaniu. W Lublinie niestety dzisiaj od rana mgła (jesienna?).
Wow, ale niebieski niebieski… tutaj raczej szary niebieski.