Mamy to! Słońce, błękit, temperatura momentami niebezpiecznie dochodziła do 20 stopni! Ciepłe kurtki nareszcie poszły w odstawkę a wszelakie letnie oręża w końcu ujrzały światło dzienne. Okulary słoneczne, kapelutek od słońca, krem z filtrem 50, foremki do piasku. Wieczorem na twarzach zobaczyliśmy kto gdzie nie był posmarowany. Nie może być, czyżby to … opalenizna?! Myśleliśmy, że nic już nie przebije pięknego piątku na zamku Miramare i z naszej włoskiej majówki zapamiętamy tylko jeden słoneczny dzień. Wiedzieliśmy, że od dziś w końcu powinno zacząć się wypogadzać, rano przez okno ujrzeliśmy nawet suchą ulicę, ale to co było potem przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Dla turystów z Niemiec czy Austrii nazywane pierwszą plażą Adriatyku. To ich jest tu najwięcej w sezonie, dlatego też na język niemiecki przetłumaczone są nawet niektóre znaki drogowe. Położone na lagunie zjawiskowe Grado, bo o nim mowa, zwane również „Słoneczną Wyspą” (L’Isola del Sole) to bardzo popularna miejscowość turystyczna w regionie. Jako, że mamy do niej z Triestu zaledwie godzinę samochodem, postanowiliśmy ją dziś odwiedzić.
Po Grado nie spodziewaliśmy się niczego wielkiego. Ot kolejna zmiana krajobrazu. Wiedzieliśmy, że ponoć jest ładnie a plaża nareszcie ma piasek, co wobec jednego wielkiego betonu w najbliższym otoczeniu Triestu stanowi miłą odmianę. Przywitało nas miasteczko tak prześliczne, że gdybyśmy tylko nie mieli opłaconego z góry noclegu, to z chęcią byśmy się tu przenieśli na kilka dni. Michał wprawdzie był niepocieszony ilością zdjęć jaką zdołał dziś zrobić oraz faktem, że udało się nam przejść tylko fragment miejscowości, ale tak po prawdzie to niewiele byśmy w dzisiejszym dniu zmienili. Wiadomo, że nie jesteśmy w tej podróży już tylko we dwoje a Małgosia, jak przystało na dorosłego 10-miesięcznego niemowlaka, ma również swoje zdanie i plany na wakacje. Tak więc jeśli przepięknie siedzi w dziecięcym krzesełku w restauracji przez cały dwudaniowy posiłek (+kawa!), to w nagrodę dostaje plac zabaw i … pierwsze zabawy w piasku! Wspomniana restauracja to w ogóle był hit. Jedzenie przepyszne, krzesełko i śliniak dla niemowlaka a nawet notes i zmywalne flamastry (podejrzewamy, że chodziło o to by nimi rysować, ale Małgosia miała na nie inny pomysł). Do tego wszystkiego przesympatyczna pani kelnerka, która absolutnie skradła serce naszego dziecka (a także równolatka Małgosi przy stoliku obok). Kto będzie w Grado niech uderza do restauracji Trattoria La Perla. Naprawdę warto!
Jako, że Małgosia przespała powrotną drogę, wyjątkowo w okolicach 19-tej była jeszcze bardzo na chodzie. Poszliśmy więc na krótki spacer po naszej dobrze już znanej okolicy. Widać, że wszyscy w Trieście byli już bardzo spragnieni słońca, bo miasto wyglądało jak obudzone z letargu. Na molo Audace przesiadywali młodzi ludzie w mniejszych i większych grupkach, w kawiarnianych ogródkach Ci nieco starsi raczyli się schłodzonym winem, w okół biegały dzieci a główny plac miasta Piazza Unità d’Italia mogliśmy w końcu ujrzeć skąpany w słońcu.
1 Comment
Słoneczko!!!Niczego więcej już nie potrzeba do pełnego szczęścia. Łapcie promienie słoneczne, by zatrzymać je również po powrocie do domu.