Ragusa okazała się pierwszym rozczarowaniem wyjazdu. 1,5 godziny jazdy samochodem (w jedna stronę!) w zasadzie po nic. No dobra, po absolutnie najlepsze lody o niecodziennych smakach, ale mimo wszystko chyba nie było warto.
Zachęcające zdjęcia w Internecie, na których wyglądała trochę jak Matera, dwie (na trzy) gwiazdki w ocenie naszego niezawodnego (do dziś!) zielonego przewodnika, ciekawa historia. Ragusa wydawała się idealnym celem na ostatnią wycieczkę z cyklu „na południe od Syrakuz”. Podobnie jak Noto ucierpiała w czasie trzęsienia ziemi w 1693 roku, po czym została odbudowana i to nawet podwójnie. W wyniku braku jednogłośnej decyzji odnośnie tego, w którym miejscu powinna powstać nowa Ragusa, utworzono dwa rywalizujące ze sobą miasta, które połączone w jeden ośrodek administracyjny zostały dopiero w 1926 roku. Nowa Ragusa (czyli obecnie Nowe Miasto) to nowoczesna część mniej interesująca z kulturalnego punktu widzenia (z wyjątkiem Katedry San Giovanni Battista). Ibla (Stare Miasto) to perła sycylijskiego baroku.
Wyjechaliśmy późno żeby mieć pewność, że Małgosia prześpi drogę w ramach popołudniowej drzemki. Wszak 1,5 godziny bezczynnej jazdy to dla niej horror. Zaparkowaliśmy na Nowym Mieście i udaliśmy się do punktu informacji turystycznej. Tam właśnie dowiedzieliśmy się, że po obejrzeniu pobliskiej katedry powinniśmy zjechać samochodem do Iblii, bo tam znajduje się najpiękniejsza część miasta (odpowiednią trasę spaceru zaznaczono nam nawet na poglądowej mapce) .Tak też zrobiliśmy. Gdyby nie mapka z informacji nie wiedzieliby jak mamy iść. Z jednej strony niby pełno strzałek i drogowskazów, z drugiej strony mieliśmy wrażenie że wciąż błądzimy. Co więcej nie mogliśmy odnaleźć jakiegoś utartego szlaku, który zazwyczaj funkcjonuje w takich miejscach. Ludzi jak na lekarstwo, wszędzie pusto, żadnych sklepików z pamiątkami, kawiarenek, lokalsów! Zabudowania zamknięte na cztery spusty, strome wzniesienia lub schody. Odechciało nam się nawet wchodzić do mijanych kościołów. Wymarłe miasto.
Na końcu naszej wędrówki dotarliśmy do Piazza Duomo gdzie na szczęście tliło się jakieś życie i sprzedawali lody. I to jakie lody! Gelati DiVini to najlepsze jakie jedliśmy podczas całego wyjazdu! Małgosia jak zwykle poszła w swoją żółtą klasykę o smaku mango. Ja skusiłam się na nugat i ..oliwę z oliwek (a do spróbowania dostałam też cebulę(!!!) z oliwą z oliwek i były naprawdę zaskakująco dobre). Ania miała cynamon i opuncję a Michał pochłonął po raz pierwszy słynna brioche con gelato (3 porcje lodów w maślanej brioszce) i wśród jego smaków znalazła się np. czekolada z ostrymi papryczkami peperoncini, ponownie cynamon i ricotta. Mega! Idąc dalej minęliśmy kilka sklepów z pamiątkami i kilka małych knajpek po czym dotarliśmy do parku Giardino Ibleo i w zasadzie musieliśmy powoli kierować się na parking i ruszać w drogę powrotną.
Nieziemskie lody nie zdołały uratować honoru Ragusy, choć z pewnością będziemy wspominać je długo. W Internecie przeczytałam, że Ibla w Ragusie rzeczywiście się wyludnia. Miasto nie jest zbyt popularne, większość wycieczek obejmujących swym programem wschodnie wybrzeże zatrzymuje się w Syrakuzach i nie rusza dalej. Brak turystów powoduje odpływ ludzi, z kolei wymarłe Stare Miasto nie ma jak przyciągnąć turystów (no może poza jakimiś fanatykami historii sztuki) i koło się zamyka.
2 komentarze
Trochę szkoda tego miasta ale pewnie nie tylko was rozczarowało i może dlatego turyści nie przyjeżdżają. Lody w bułce? nie słyszałam i nie widziałam do dzisiaj
Cieszcie się sycylijskim słońcem, bo w Lublinie dzisiaj (niedziela 27.09.2020.) 10 stopni „ciepła” i ciągły deszcz od wczorajszego popołudnia. Mimo takiej pogody zjadłabym takie pyszne lody, jakie wy próbowaliście. Małgosia zapewne w swoim raju, gdy może bezkarnie wcinać swój ulubiony przysmak.
Super komentarze i zdjęcia – dzięki nim jestem z wami w ciepłym klimacie.