Niepozorny Janowiec, który miał być tylko małą odskocznią od naszego sierpniowego urlopu w Lublinie, niespodziewanie stał się letnim hitem i udowodnił raz jeszcze, że Małgosi do podróżniczego szczęścia wcale nie potrzeba nie wiadomo jak spektakularnych dziecięcych atrakcji.

Gdy zdaliśmy sobie sprawę, że w tym roku nie będzie wakacji z prawdziwego zdarzenia a część letniej przerwy Małgosi w przedszkolu spędzimy w rodzinnym Lublinie, postanowiłam zadbać by ten czas nie polegał jedynie na goszczeniu się u kolejnych babć i dziadków. Pomyślałam o powrocie do Magicznych Ogrodów, które odwiedziliśmy przed dwoma laty. Jako, że to wciąż godzina jazdy samochodem, z czego połowa podróżujących w ogóle nie docenia piękna podróży samej w sobie (o ile właśnie nie śpi) 😀 , zaczęłam szukać więc jakiegoś noclegu w pobliżu. Na Google Maps natknęłam się na Dwór Meluzyna i z miejsca zapragnęłam tam pojechać i to bynajmniej nie tylko na jedną noc. W ten oto sposób wylądowaliśmy na przedłużonym weekendzie w Janowcu, który niespodziewanie dla nas okazał się tym czego naprawdę było nam trzeba.

A jaki jest przepis by z wycieczki do Janowca zadowolone były również dzieci? Oto on 😉

1. Zamieszkajcie w Dworze Meluzyna

Czasy gdy w hotelu się tylko spało a wygodne łóżko i czystość były często jedynymi wytycznymi już dawno za nami. Tych kilka podróży z Małgosią pokazało nam, że fajna baza noclegowa to duży procent składowy udanego wyjazdu. Ważne by było trochę miejsca na rozłożenie się ze swoim zabawkowym dobytkiem. Jakiś balkon lub taras w lecie to zawsze +10 do fajności. Ponadto, miejsce musi zapewniać śniadanie, by rano mieć choć ten jeden problem z głowy. No i super jeśli znajdziemy tam jakiś rodzaj dodatkowej atrakcji, która będzie kołem ratunkowym przy niepogodzie lub w czasie drzemki młodszej siostry a nawet wabikiem gdyby komuś niespieszno było wrócić z wycieczki. Myślę, że mamy trochę szczęścia do takich miejsc i o dziwo żadne z nich nie było nigdy z cyklu „dla rodzin z dziećmi”.

Znaleziony przez przypadek Dwór Meluzyna zrobił mega robotę podczas tego wyjazdu. Na miejscu okazało się, że żadne ze zdjęć w Internecie nie było przekolorowane i jeśli Małgosia określiła je mianem „mega” i do tej pory potrafi chwalić się, że latem była w Janowcu, to wiedzcie, że są to najwyższe słowa uznania. Przestronny pokój z wielkim tarasem i wielką wanną, basenik, plac zabaw, duuużo miejsca do biegania i pyszne śniadania co rano i mieliśmy tym samym nasz pierwszy hit wyjazdu.

2. Zróbcie zapasy w piekarni Serokomla

Każdy rodzic energicznego 4latka wie, że nie ma czegoś takiego jak wycieczka bez przekąsek 😀 Po słodkie i wytrawne wypieki polecamy wstąpić do piekarni „Pod Zamkiem” zlokalizowanej przy restauracji Serokomla. My zaopatrywaliśmy się tam codzienne po tym jak w niedzielne oblężenie wszystkich restauracji w Janowcu świeży pyszny gluten uratował nas przed śmiercią głodową 😀 Na wzór kazimierskiego koguta, piekarnia wypieka też „chlebowy zamek janowiec”. A jeśli szukacie dobrej miejscówy na konsumpcję tych pyszności, to my polecamy okolice kościoła 😀 Pięknie utrzymana zieleń, ławeczki i cień rzucany przez wieżę – idealne miejsce na drzemkę niemowlaka w wózku i małe co nieco dla reszty rodziny.

3. Idźcie na zamek

Droga na zamek jest krótka, ale wiedzie pod górę. Dobra informacja jest taka, że można pokonać ją z wózkiem, choć od razu zaznaczę żeby trzymać się trasy wzdłuż ulicy Lubelskiej i nie próbować iść szlakiem wzdłuż zbocza wzniesienia. Tzn. próbować można, ale już na wstępie spotkacie schody a potem ścieżka jest bardzo trekkingowa. My pozwoliliśmy sobie nią zejść jednego dnia. Ja niosłam Magdę na rękach a Michał taszczył pod pachą wózek 🙂

Byłam przekonana, że zwiedzanie ruin zamku, czy ewentualnych sal wystawowych, zostanie zakwalifikowane przez Małgosię do kategorii „wielka nuda”. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Zaczęliśmy od kupienia biletów i pamiątkowych magnesów w małym sklepiku przy kasie. Potem przespacerowaliśmy się krużgankami, popatrzyliśmy sobie na Janowiec z góry, wygłosiliśmy kilka teorii na temat przeznaczenia napotkanych zamkowych komnat (lub tego co z nich zostało), obejrzeliśmy też makiety przedstawiające zamek w różnych latach oraz kolekcję zabytkowej ceramiki. Lody w zamkowej kawiarence były więc w pełni zasłużone – pomogły zebrać siły na dalsze atrakcje. Tego dnia, na terenach zielonych przed zamkiem, rozstawiona była scena, na której popołudniu wystawiano „Skąpca” Moliera. Małgosia, która z teatrzykiem dla dzieci regularnie obcuje w przedszkolu, była bardzo zainteresowana tym jak wygląda teatr w wydaniu dla dorosłych. Musieliśmy zostać do rozpoczęcia sztuki i obejrzeć choć kilka pierwszych minut. Następnie ruszyliśmy dalej. Nasze zamkowe bilety upoważniały nas do obejrzenia czegoś więcej.

4. Nie zapomnijcie o Skansenie

Zaledwie kilka zabudowań tworzy niewielki skansen nieopodal zamku. Niech jednak skromność tego miejsca Was nie zmyli, bo zajrzeć tu absolutnie warto. Poza tym, skanseny czy muzea etnograficzne to takie wdzięczne obiekty, którymi stosunkowo łatwo można zainteresować kilkulatków. Małgosia z zaciekawieniem zwiedzała wnętrza Dworu z Moniak (w którym na dodatek można wynająć pokój na nocleg!), choć zaskakująco dużo więcej czasu spędziła w Spichlerzu z Podlodowa na wystawie dotyczącej życia miejscowej ludności na początku XX wieku “Życie między dwoma brzegami. Ludowe wierzenia – obrzędy – zwyczaje – praktyki.“ Eksponat kołowrotka był np. doskonałym pretekstem do przytoczenia bajki o Śpiącej Królewnie a niemowlęca kołyska została szczegółowo porównana z łóżeczkiem, w którym obecnie śpi Magdalenka. Pogoda tego dnia nam sprzyjała. Obsługa bobasa mogła z powodzeniem odbywać się na trawie między zabudowaniami skansenu. Spontaniczne turlanie kilkulatki również 😉 Tym bardziej, że od tego roku bodajże o zieleń wokół zamku dbają prawdziwi eksperci z Działu Utrzymania Zieleni – zatrudnione na etat stado owiec 😀

5. Dojdźcie aż do Manesu

Manes to miejsce nietuzinkowe, które trudno przypasować do jednej kategorii. Niegdyś mieściła się tam zamkowa powozownia i stajnia dla koni, aktualnie teren jest w prywatnych rękach. W drewnianym domku mieści się mała gastronomia, sklepik z własnoręcznie robionymi nalewkami i marynatami oraz leśna apteka, gdzie można zakupić naturalne syropki na różne schorzenia. Jest też taras widokowy, są drewniane ławy, leżaki, hamaki i dużo terenu wokół, można więc rozłożyć się nawet ze swoim kocem. Dzieciom z pewnością spodobają się dwa udomowione baranki przechadzające się swobodnie w pobliżu gości. Można dojechać tam samochodem, ale po co? Najlepiej po wizycie na zamku i w skansenie kontynuować spacer ścieżką wzdłuż Wisły a po pewnym czasie zza krzaków wyłoni się to klimatyczne miejsce.

6. Zjedzcie obiad w Czarnej Damie

Janowiec gastronomią stoi. To jest doprawdy niezwykłe, że większość tamtejszych restauracji ma oceny na Google rzędu 4,5 lub więcej. Pierwszy nasz obiad jedliśmy w Maćkowej Chacie serwującej kuchnię regionalną w stylizowanym „babcinym” wnętrzu, gdzie wylizywaliśmy talerze do czysta i bez żalu kończyliśmy jeszcze to czego nie zjadła Małgosia. Pewnie wracalibyśmy tam jeszcze nie raz, gdyby nie fakt, iż następnego dnia spróbowaliśmy dla odmiany obiadu w Czarnej Damie, której pozostaliśmy wierni już do końca 😉

W Czarnej Damie kuchnia regionalna spotyka się z nowoczesnością. Wnętrze jest przestronne (w tym samym budynku znajduje się też sala weselna i apartamenty na wynajem) i w najmniejszym stopniu nie kojarzy się ze staropolską chatą 🙂 Na dzieci czeka kącik z zabawkami, w łazience jest wygodny przewijak. Część stolików zlokalizowanych jest na dworze obok zabytkowej, starej drewnianej łodzi, która często stanowi naturalne przedłużenie wspomnianego kącika zabaw. Na deser prócz ciast są też zwykłe lody w wafelku a w karcie trzy pozycje obiadowe specjalnie dla dzieci. Do tego przemiła Pani z obłusgi, która poznała nas już na drugi dzień i ilekroć mówiliśmy, że trzeba iść na obiad, Małgosia zawsze odpowiadała „ale do Czarnej Damy!” i nawet nie próbowaliśmy z nią walczyć, bo jedzenie tam to naprawdę majstersztyk!

7. Skoczcie do Magicznych Ogrodów

Magiczne Ogrody to wielki rodzinny park tematyczny zlokalizowany w Trzciankach, dosłownie kilka kilometrów od Janowca. Myślę, że ma szansę spodobać się nawet tym, którzy, podobnie jak my, z pewna rezerwą podchodzą do miejsc przeznaczonych dla dzieci. Nie znajdziemy tu bohaterów żadnych popularnych bajek, cała kraina jak i jej mieszkańcy zostali wymyśleni od początku na potrzeby parku. Słowo „ogrody” w nazwie zobowiązuje, dlatego wszędzie rozpościera się pięknie wkomponowana i utrzymana roślinność. Całość została pomyślana i wykonana naprawdę z fantazją i polotem. Zarówno 2 jak i 4 letniej Małgosi bardzo się tam podobało. My z kolei doceniliśmy: darmowy parking tuż obok wejścia, alejki po których swobodnie da się jeździć wózkiem, budki małej gastronomii (choć finalnie korzystaliśmy tylko tych z lodami 😛 ), przewijak w toalecie a także specjalne sanitariaty tylko dla dzieci. Do tego wszystkiego teren jest naprawdę duży (18 ha) a atrakcji całkiem sporo (i wszystkie w cenie biletu), nie czuliśmy więc, że z innymi rodzinami jakoś mocno wchodzimy sobie na głowę (a może po prostu mieliśmy szczęście :D)

8. Przepłyńcie promem do Kazimierza Dolnego

To jedyny punkt, którego z braku czasu nie udało nam się sprawdzić osobiście. Przy dłuższym pobycie z pewnością udalibyśmy się na wycieczkę do Kazimierza Dolnego, zwłaszcza, że z Janowca można się tam dostać w niecodzienny sposób – promem.

9. Pojedźcie na dłużej i niekoniecznie w weekend

Utarło się, że Janowiec czy Kazimierz Dolny to doskonałe miejsca na weekendowy wypad, dlatego też w weekendy przeżywają prawdziwe oblężenie. Doświadczyliśmy tego w niedzielę, w porze obiadu, gdy na próżno szukaliśmy wolnego miejsca w jakiejkolwiek restauracji. W poniedziałek w wolnych stolikach można było przebierać jak w ulęgałkach a Janowiec prezentował swoje spokojne, wręcz senne oblicze. Dlatego jeśli już musicie jechać w weekend, to koniecznie przedłużony żeby zaznać spokoju jaki prezentuje się tam na tygodniu. Poza tym, 48 godzin to naprawdę za mało. Sceptycy stwierdzą pewnie, że naszą listę można z powodzeniem zrealizować w 2-3 dni, ale w Janowcu naprawdę warto wyhamować i włączyć tryb „slow motion”. Małgosia po dziś dzień wypomina mi, że byliśmy tam zdecydowanie za krótko (4 noce) i następnym razem musimy pojechać na dłużej a nam trudno się z nią nie zgodzić.

Author

1 Comment

  1. Czuję się mocno zachęcona na wypad do Janowca . Wiele razy jeździłam do Kazimierza, a Janowiec zostawał z boku, jako ten mniej ciekawy . Trzeba to koniecznie nadrobić , tym bardziej bliziutko i dojazd rewelacyjny.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.